Słowa klucze dzisiejszej Ewangelii to światłość i ciemność, ślepota i przejrzenie, czyli odzyskanie zdolności widzenia. Zauważmy, że niewidomy z Ewangelii nie prosi Jezusa o uzdrowienie, chociaż nie widzi od urodzenia i nie wie co znaczy widzieć. Uważa taki stan za normalny. Jezus kładzie mu na oczy błoto i mówi, aby się obmył. Ten gest nałożenia błota jest wskazaniem na nasz grzech i duchowe nieszczęście.
Bóg pokazuje nam dzisiaj naszą biedę. Jednak nie po to, aby nas potępić, ale by nas zbawić, by przywrócić nam zdolność widzenia spraw takimi, jakimi one są.
Nieszczęściem jest grzech, ale jeszcze większym nieszczęściem jest niedostrzeganie własnego grzechu, albo co gorsza – strojenie go w szaty cnoty. Faryzeusze nie tylko uważają się za dobrze widzących, czyli mądrych, ale mają pretensje do uzdrowionego i do Tego, który go uzdrowił. Niby widzą oczywisty fakt uzdrowienia, ale tak naprawdę go nie widzą, bo nie chcą zobaczyć. Wszystko interpretują przewrotnie. Miotają oskarżenie i tym bardziej są wściekli, im bardziej rzeczywistość nie pasuje do ich zaślepionego myślenia.
Boże światło nie tylko pozwala nam dostrzec grzech i wyzwolić się z niego, ale prowadzi nas od dobra ku jeszcze większemu dobru: „Owocem bowiem światłości jest wszelka prawość i sprawiedliwość i prawda”. W I czytaniu Pan mówi do Samuela: „Nie tak bowiem, jak człowiek widzi, widzi Bóg”. I rzeczywiście, Bóg wybrał na króla Dawida, najmniejszego, którego nawet własny ojciec nie brał pod uwagę. Tego rodzaju widzenie nazywamy widzeniem serca, czyli widzeniem istoty rzeczy ukrytej pod warstwą pozorów. W modlitwie, oddajmy Jezusowi pokłon wyznając naszą wiarę, powtarzając razem z uzdrowionym ślepcem - Ty jesteś moim Zbawicielem Panie, wierzę w Ciebie i ufam Ci…